piątek, 25 marca 2011

Cześć, jestem Niecywilizowana Ewa.

Cześć, jestem Niecywilizowana Ewa. Nie lubię kolejek, grupowego macania, szału przy premierach, nadmuchiwanej potrzeby kupna oraz baniek które pękają z hukiem.

Jestem niecywilizowana i dobrze mi z tym. Bo jeśli cywilizacja jest tam, gdzie wielkie długi i brak pomysłu na wyjście z nich, coraz większy rasizm, ksenofobia i bezdomność, duże bezrobocie, kary śmierci przy durnowatym i obłudnym sądownictwie, kiepski system i hurraoptymistyczne, pozbawione głębszego przemyślenia społeczeństwo, to ja wolę być niecywilizowana.

Z pozdrowieniem,

Niecywilizowana Ewa.

czwartek, 17 marca 2011

Te, bloger! Ogarnij się!

Trafia mnie szlag. Trafia mnie szlag za każdym razem, gdy widzę czołowych polkich blogierów, którzy robią podstaowe błędy ortograficzne w najprostszych słowach. Sama nie jestem święta - robię błędy. To ludzkie. Zdarza się. Mimo wszystko staram się i pracuję nad tym. Mogę wybaczyć błędy składniowe, ale ortografy, za które w podstawówce każdy dzieciak dostaje burę od psora? Bez żartów proszę. Tak głośno mówicie wszyscy, że blogowanie to nowa siła, że ma coraz większą moc opiniotwórczą i takie tam. Jeśli to prawda, to za tym idzie ogromna odpowiedzialność również za słowo!

Nie wymagam chyba zbyt wiele? Nie mówię przecież o posługiwaniu się słowem niczym Mickiewicz i tworzeniu ksiąg dwunastozgłowskowcem. Mówię o prostych błędach, których można uniknąć za pomocą zwykłego sprawdzania pisowni w tych łordach i innych wynalazkach. Nic wielkiego. Gdy jutro na "prawdopodobnie najpopularniejszym polskim blogu technologicznym" znów zobaczę tytuł z bykiem wielkim jak polski dług publiczny to zakopię się pod ziemię ze wstydu.

Bloger nie jest dziennikarzem. Obowiązują go trochę inne zasady. Ale niech tenże bloger nie bierze przykładu z najpopularniejszych polskich portali, bo tam też roi się od błędów. Bardziej wysublimowanych i często nie tak rzucających się w oczy, ale jednak. Takie czasy.

Niech bloger powie sobie: "chcę być dobry w tym co robię, chcę żeby traktowano mnie poważnie więc będę dbał o to, by moje teksty zwracały uwagę treścią a nie błędami". I niech bloger trzyma poziom i postara się być coraz lepszy w posługiwaniu się słowem. To przecież jego największa broń.

poniedziałek, 7 marca 2011

Achaja, Grzędowicz i refleksja o świecie.

Postanowiłam w końcu dorwać i przeczytać trzeci tom "Pana Lodowego Ogrodu" Jarosława Grzędowicza, ale jak to ze mną i z seriami bywa muszę sobie przypomnieć poprzednie częśći zanim dobiorę się do najświeższej. Dlatego nie lubię podziałów na tomy. Pomiędzy nimi często jest tak długa przerwa, że wypada odświeżyć poprzednie. Ale Grzędowicza warto.

I wiem, że następne, za co się zabiorę to "Achaja" Ziemiańskiego. Z jednego prostego powodu - to genialny klimat i opis zmian zachodzących w mentalności społeczeństwa. To wizja świata przeobrażającego się obyczajowo, kulturowo, moralnie.

Nie tylko w "Achai" można dojrzeć ten proces, ale tam zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mocny i przemyślany.

Ostatnimi czasy nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś takiego dzieje się obecnie. W "Achai" Ziemiański przyspieszył wszystko tak, żeby można było to zauważyć. My tego nie widzimy, ale prawdopodobnie to się dzieje tu i teraz.

Nie mam pojęcia, czy mam rację. Pamiętam jednak kilka bardzo mądrych osób mówiących o tym, że kulturowo nasze społeczeństwo już się wyczerpała. Cywilizacja osiąga martwy punkt, po którym naturalnym procesem jest przemiana i budowa nowego.

Wiem, górnolotnie to brzmi, ale coś w tym jest. Osiągnęliśmy już punkt, w którym ciężko jest stworzyć coś nowego. Co będzie dalej? Nie wie nikt.


P.S. Nie traktujcie tego wpisu jako proroctwa ani nic podobnego. To po prostu krótka, osobista refleksja.

P.S 2 Osoba będąca w posiadaniu MOJEGO drugiego tomu "Achai" wraz z imienną dedykacją i autografem Ziemiańskiego proszona jest o zwrot. Kary nie będzie, także można się przyznać.

środa, 2 marca 2011

Ogłaszam rewolucję

Obwieszczam rewolucję. I to nie byle jaką! Żadne tam tablety i inne zberezeństwa - obwieszczam rewolucję w myśleniu.

Czy się przyjmie, czy nie... No chyba raczej nie. Ale przecież obwieścić zawsze mogę.

Podczas gdy przepychanki po premierze iPada werszyn 2 trwają postanowiłam w końcu powiedzieć, co mam do powiedzenia. Zaczynając:

- nie to ładne, co ładne, lecz to co się komu podoba.

- De gustibus non est disputandum. Niechodzi mi akurat o to, że się o gustach nie dyskutuje - bardziej: o gusta nie należy się spierać. Wiem, gusta są często najbardziej rozpalającym tematem, ależ na boga! Uszanujmy, że ktoś ma inne.

- punk widzenia zależy od punktu siedzenia. Tu juz wytłumaczę, zwłaszcza drogim i zapalonym użytkownikom iOSa - to, że na keynote'ach powtarzano często słowo "intuicyjnie" we wszystkich możliwych koniugacjach nie oznacza, że "intuicyjny" = "iOS". Nie dla wszystkich. Taka mała dygresyjka życiowa. Przy pierwszym moim zetknięciu z Androidem dosłownie w 30 sekund zmieniłam sobie APN, była to pierwsza czynność jakiej dokonałam na tym systemie. Bezproblemowo. Natomiast z iOSem, mimo iż kontakt z nim miałam już w 2007 roku (ale wtedy nie ustawiałam APNu, bo już był ustawiony), gdy przyszło zmiany tego parametru nie mogłam odnaleźć odpowiedniego miejsca w systemie i zajęło mi to o wiele dłuższy czas, niż na Androidze. I nie, nie jest to kwestia przyzwyczajenia, To raczej kwestia różnorodnych gustów i różnego pojmowania pojęcia "intuicyjny".

Poza tym kilka innych kwestii. Nie ma i nie będzie czegoś, co zadowoli wszystkich bez wyjątku. Nigdy.

Nawet iOS, Android, WebOS, BBOS i chińskie podróby nie mają takiej mocy.

Jeden woli zielone, drugi różowe, nic się na to nie poradzi. Wiem, truizmy piszę. Ale i tak takie oczywiste prawdy nigdy nie dotrą do każdego i zawsze znajdą sie jednostki bezmyślnie broniące swoich racji i naskakujące na innych.

A wystarczyłoby trochę dystansu do rzeczywistości. Trochę zimnego oglądu i dostrzeżenie, że nie ma jednej słusznej drogi.

Piszę to wplatając jako przykłady akurat tablety, cóż - taki dzień. Ale odnosi się do do kompletnie wszystkiego.

Wiecie o mnie, że wolę Androida niż iOS. Ale ja nie jestem pewna, czy "wolę" to odpowiednie słowo. Po prostu Android z wielu względów bardziej mi pasuje. I nie staram się bronić go za wszelką cenę - ba! - zdarzy mi się nawet zadrwić z Gógla i robota. Gdy trzeba, to trzeba. Dystans.

Więc ogłaszam rewolucję, czyli coś, o czym wielu nie wie, albo zapomina:

Nie ma jedynej słusznej drogi i jedynego słusznego rozwiązania.


P.S. Tak staram się pisać na Spider's Web, chociaż czasem słyszę komentarze, że przecież ja miałam nie lubić Apple a wychwalać Androida. Nieprawda. Przy pisaniu staram się zachować dystans i ocenić realne szanse, preferencje rynku masowego itp. Dlatego czasem zdarzy się pochlebne słowo o Apple, niepochlebne o Androidzie i na odwrót. Jeszcze raz: DYSTANS.

P.S.2 I tak, też uważam, że iPad2 będzie sprzedawał się bardzo dobrze. Co nie zmienia faktu, że u mnie sprawdziłby się najlepiej w roli tacy/podstawki.

P.S.3 Xoom, PlayBook itp. też prawdopodobnie spełniałyby najlepiej taką rolę. Geezus, nie potrzebuję tabletu.

Cheers.