wtorek, 9 sierpnia 2011

Mogwai a Low na OFF Festivalu - megasubiektywnie.


Byłam na chwilkę na OFF Festivalu. Przyznaję się bez bicia, że pojechałam tylko na Low. No, może jeszcze przy okazji na Mogwai.
I przywiozłam pewną refleksję - co znaczy artysta offowy? Teoretycznie wiem, praktycznie to trochę dziwnie wygląda. Czy artysta offowy nie musi się na scenie nawet starać?
ja rozumiem, że muzyka ma się bronić sama w sobie itp., ale bądźmy czasem chociaż trochę krytyczni. Dla mnie koncert Mogwai był średnio udany i rozczarowujący.
Po pierwsze problemy z nagłośnieniem niezależne pewnie od zespołu. Mogwai to Mogwai, raz jest mocno jak delikatnie. W tych delikatnych, cichszych momentach przebijał się (i to dosyć znacznie) dźwięk, a raczej bity, ze sceny eksperymentalnej. Fajnie, że scena powstała, ale na moje oko ładowanie jak największej ilości scen na dosyć małym terenie nie jest zbyt inteligentne. No i wyszło na moje.
Po drugie, i chyba ważniejsze - zero kontaktu z publicznością. To można wybaczyć, ale pod warunkiem, że artyści mają charyzmę. Na przykład taka nasza rodzima Kasia Nosowska. Można lubić czy nie, ale w momencie, gdy wychodzi na scenę, staje niemal nieruchomo i po prostu śpiewa nie da się od niej oderwać oczu.
Dobra, Mogwai to instrumentaliści. Ale odniosłam wrażenie, że tacy co to przyjechali odbębnić kolejny koncert dla rzeszy fanów. Latanie niemal znudzonym po scenie i znikanie tak o nagle nie pomaga w odbiorze emocjonalnej przecież muzyki.
Tak, rozczarowałam się.
Po tym i innych koncertach miałam wątpliwosci, czy nie rozczaruję się też wyczekiwanym Low'em. Okazało się jednak, że końcowy koncert przerósł moje wszystkie oczekiwania.
Nie dosć, że to koncert, który ma bardziej czasowe luzy, to jeszcze świetny.
Muzycznie wypadło genialnie. Nie raz słuchałam transmisji z oich koncertów i obawiałam się, że zwłaszcza wokalnie będzie średnio. Jednak Alan i Mimi wykonali kawał dobrej roboty. Nie wiem, jak oni to robią, że pomimo pozornie niepasujących wokali zgrywają się jednak perfekcyjnie.
Z tych kilku koncertów występ Low był jedynyn, w którym słyszałam każde słowo czysto i wyraźnie, który od strony technicznej wypadł świetnie.
Podobało mi się też zaangażowanie. Alan oczywiście przeżywał każde słowo i każdy dźwięk. Mimika twarzy, ruchy - wszystko na to wskazywało.
I dla kontrastu Mimi - opanowana, niewyrażająca zbytnio niczym prócz głosem emocji. Razem wypadło to genialnie.
Była magia. Ludzie, z których rozmów wywnioskowałam, że nie znali wcześniej Low stali jak zaczarowani.
i tak by to trwało, gdyby nie wkroczyli organizatorzy:) Majstersztyk ze starszych i nowych materiałów. Widać, że oni kochają to, co robią, i to szczerze.
Zresztą może jestem staroświecka i wymagam zbyt wielu rzeczy.
Low z offa - fragment "When I Go Deaf"