niedziela, 3 lutego 2013

Ktoś nas straszliwie oszukał

Nie wiem, kto. Pewnie wszyscy po kolei, pewnie oszukaliśmy się też sami.

Obiecałam sobie, że w momencie, w którym umowa o dzieło zostanie opodatkowana, ozusowana i stanie się kolejnym sposobem na reperowanie molocha, który nie ma żadnej logicznej podstawy, by istnieć, wyjadę. Będzie to kropla przelewająca szalę goryczy, paranoi egzystencji w tym pięknym kraju, który kocham. A w którym się mnie nie chce.

Gdy byłam mała wpajano mi, by być dobrym człowiekiem. Rodzice wykonali chyba dobrą robotę, bo mimo, że niewierząca w boga jednego wszechmogącego, mam sumienie, które kłuje czasem boleśnie i powoduje, że dążę do tego, by stawać się coraz lepszą. Gdy byłam mała, to powtarzano mi też jak mantrę, że bycie dobrym i uczciwym procentuje i że muszę się uczyć, bo w tym moja przyszłość.

W mniej więcej tym samym czasie nasz kraj przechodził boom na Unię Europejską. Jeszcze nie weszliśmy, dopiero NATO, sukces, ale Unia, tak, to jest przyszłość! Pamiętam, jak w szkole, w trzeciej czy czwartej klasie podstawówki, kazano nam rysować plakaty z flagą Unii, uczyć się na pamięć wszystkich państw członkowskich i Ody do Radości.

Pamiętam, że - co tu dużo mówić - rąbnęłam się i narysowałam jedną koślawą, żółtą gwiazdkę na fladze za mało. Pamiętam, jaki opiernicz zebrałam. Jakbym zamordowała z zimną krwią czyjegoś chomika.

Pamiętam też, jak wszyscy mówili, że życie wygląda tak, że uczy się, potem pracuje, a potem idzie na emeryturę - złotą jesień życia. Że trzeba być dobrym, uczciwym, że idzie nowe, lepsze, że będzie wspaniale, że nasza przyszłość jest bardziej obiecująca i pełna możliwości, niż ta naszych rodziców, gdy byli w naszym wieku.

A potem wyszło, jak wyszło. Z mojej małej, jedenastoosobowej wiejskiej klasy w Polsce zostałam chyba tylko ja. No, może jeszcze dwóch kolegów - jeden, bo jego dziewczyna zaciążyła, gdy miał 17 lat, a półtora roku potem drugi raz, i drugi, o którym nie mam pojęcia co robi. Tego pierwszego nie jestem pewna i nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że pół roku spędza w kraju, a drugie pół zapieprza gdzieś w Austrii, by zarobić.

Reszta, mając mocno rozwinięty instynkt samozachowawczy, dawno wybyła z Polski i albo układa sobie życie gdzie indziej, albo tkwi rozerwana pomiędzy krajem, w którym zarabia a Polską, do której czasem wraca. Niektórzy z nich skończyli studia, niektórzy nie, ale finalnie to się nie liczy. Ze studiami to też była ściema.

Powtarzanie nam, że "studia to klucz do dobrej pracy i przyszłości" było niepełne. Zapomniano dodać "studia to tylko wycinek całości i jak w trakcie studiów nie będziesz kombinował, co potem, to lipa". Może jeszcze o tym nie wiedziano? Może to były jeszcze czasy, w których stada świeżo upieczonych filologów i marketingowców wespół z socjologami nie szukało swojego miejsca w życiu? Możliwe, nie pamiętam.

W szkole wpajano nam też, jak ważne jest to, byśmy głosowali. Co jakiś czas nasza sala gimnastyczna przeradzała się w placówkę wyborczą, pojawiały się flagi i budki oraz urna. W niedzielę większość z nas szła zazwyczaj z rodzicami, by zagłosować, a w poniedziałek pani woźna zapędzała grupkę nieszczęśników do pomocy przy sprzątaniu wyborczych akcesoriów.

Potem jeszcze wiele razy mówiono nam o społeczeństwie obywatelskim i o tym, że głosowaniem kształtujemy własną przyszłość.

Nie powiedziano nam, że do czasu, gdy osiągniemy pełnoletność i będziemy mogli dumnie iść zagłosować, nie będzie na kogo głosować. Nie powiedziano nam, że staniemy przed wyborem mniejszego zła, wyborem między niekompetentnymi pajacami, kłamcami i manipulantami albo figurantami. Mówiono, że trzeba rozsądnie dokonywać wyboru, prześwietlając kandytatów, nie powiedziano jednak, że po takim przyjrzeniu się postaciom i programom wyborczym ręce opadną nam z bezsilności. Nie powiedziano nam, że cokolwiek wybierzemy, i tak będzie źle.

Nie powiedziano nam, że Unia Europejska to wielka narośl, która robi prawdopodobnie więcej złego, niż dobrego.

Nie powiedziano nam, że będąc uczciwym i mając sumienie i zasady moralne będziemy skazani na porażkę w starciu z Tymi, Którzy Mogą Wszystko.

Nie powiedziano nam, że zanim podrośniemy wszystko pieprznie i wchodząc w dorosłość, jako zwyczajni, prości ludzie, skazani będziemy na korporacyjne pranie mózgu albo bezmyślne robienie nic nie znaczących rzeczy.

Nie powiedziano nam, że będąc uczciwymi nie mamy co marzyć o spokojnym życiu bez obawy o jutro, że własne mieszkanie będzie czymś niemal nieosiągalnym, że kredyty bierze się na 30 czy 40 lat i że tak naprawdę nie ma co liczyć na spokojną przyszłość.

Nie powiedziano nam, że Państwo to zachłanna machina, która na celu ma wszystko, tylko nie ułatwianie życia.

Nie powiedziano nam, że dla wielu z nas nie będzie tu miejsca. Że żeby żyć przyzwoicie i spokojnie, żeby nie kombinować, będziemy patrzyli wszędzie, tylko nie na nasz kraj.

W zasadzie nikt nas nie oszukał. Oszukaliśmy sami siebie.

3 komentarze:

  1. i niestety, gdzie indziej (to jest za granica) jest dokladnie to samo. Teraz niestety nie ma za bardzo gdzie uciec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli poczytasz zagraniczne gazety i magazyny to dowiesz się, że tak jest teraz wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ... a przede wszystkim nie powiedziano Wam, że życie w kraju na dorobku wymaga przede wszystkim inicjatywy i wytrwałości w dążeniu do celu.

    Nie jest trudno wyjechać i zarabiać na zmywaku na tyle dużo, by się spokojnie utrzymać i nawet fundować sobie mniej lub bardziej drobne przyjemności.

    Ale trudno jest: wybrać dobre studia, przykładać się do nauki i jeszcze zdobywać powoli doświadczenie. Trudno jest potem nie zrażać się i czekać na swoją szansę.

    Trudno jest też zapieprzać od rano do wieczora, najpierw na etacie, potem na zleceniu klepiąc w klawiaturę do drugiej w nocy, by potem nie marudzić, że tu ZUS, a tam VAT.

    Znaczy się - ja też marudzę. Nie lubię polskiej polityki, nie lubię polskiego, zaściankowego kołtuństwa i wreszcie polskiej niechęci człowieka do człowieka (swojego, bo obcych - tych z Zachodu rzecz jasna - lubimy raczej).

    Ale potem wstaję rano i zapieprzam co dzień bez urlopu już trzeci rok (tzn. urlopy oczywiście miałem, w końcu to demokratyczne państwo prawa, urzeczywistniające idee społecznej gospodarki rynkowej - ale w ich czasie się uczyłem do egzaminów). I tak sobie myślę, że mimo wszystko - mimo bardzo wielu różnych przeciwności losu - dobrze mi tutaj.

    Ad Unia zła/Unia dobra: Gdańsk wydał w ciągu ostatnich kilku lat na gigantyczne inwestycje, głównie drogowe i kolejowe, kilka miliardów złotych. Nigdy bym tego nie zobaczył, gdyby nie pieniądze Jeana i Klausa. A to tylko jedna z wielu, wielu przyczyn. Twierdzenie, że Unia to raczej ciężar niż motor napędowy (w skali całej Europy) to gruby błąd.

    OdpowiedzUsuń