wtorek, 4 stycznia 2011

Dzień bez emotikon - chaos komunikacyjny na całego.

"Widmo krąży nad Europą... Światem... yyy... Nie! Tak miałam zacząć, ale nie zacznę. Bo nie. I tak się dzisiaj nacierpiałam już. Dzień bez używania emotikon dla kogoś żyjącego niemal w internecie to nie lada wyzwanie. Nie mogę się powstrzymać, muszę podsumować.

Na początek - dlaczego? Dlatego, że nadużywamy emotikon. Wraz z popularyzacją i rozwojem nowoczesnych form komunikacji nadeszła potrzeba skracania i jak najszybszego przekazywania treści. Naturalna kolej rzeczy.Jednak rewolucja dokonuje się w błyskawicznym (w historycznym aspekcie) tempie. Nie da się nie zauważyć, że wszystko wymyka się spod kontroli. To nie my rządzimy tymi zmianami, a zmiany rządzą nami, dziś spróbowaliśmy trochę zmienić rozkład sił.

Pomysł wziął się od Tomka Godlewskiego (polecam Twittera tegoż pana, ale tylko wytrzymałym i potrafiącym zrozumieć żart bez emotikony. Chociaż Tomkowi to i tak pewnie wszystko jedno, ważne że sam ma z tychże żartów radochę), podchwyciłam. Zresztą nie tylko ja, kilka osób dzielnie walczyło z emotkową plagą. Ciekawe doświadczenie.

Na początek najważniejsza dla mnie osobiście sprawa - problemy ze zrozumieniem intencji. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się zaznaczać emotami każdą luźniejszą wypowiedź, że bez nich okazuje się, że często odbiorca nie jest w stanie zrozumieć przekazu. Pisząc palce już same wędrują na dwukropki, średniki i nawiasy w odpowiednich momentach (swoją drogą projektanci układu klawiszy pewnie teraz zrobiliby to inaczej i umieścili te znaki w bardziej wygodnych miejscach - takie czasy). Nie mogę nie odnieść wrażenia, że moje dzisiejsze rozmowy poprzez internet były ponure i pełne nieporozumień. Na pewno tak byłam odbierana - jako smętna, poważna i niepotrafiąca wyluzować osoba. I chociaż starałam się przekazywać emocje i kontekst jak najlepiej, nie udawało się tak, jakbym chciała. Wyszło smutno (już wiem, dlaczego Werter był taki nieszczęśliwy - w swoich zwierzeniach nie używał emotek, bo jeszcze ich wtedy nie było. Gdyby używał pewnie nie bylibyśmy katowani jego przeżyciami w szkołach, a on sam nie próbowałby, jakże nieudolnie, zabić się na śmierć). Smutno nie tylko dlatego, że tak mnie odbierano. Dlatego też, że czarno widzę przyszłość języka i ogólnie porozumiewania się pełnymi i przemyślanymi zdaniami.

Nie ja dałam ciała - moje przekazy były mocne na tyle, na ile potrafiłam. Odbiorcy też nie zawalili. Zaszwankowało coś po drodze. Tak bardzo emotikony wbiły się w świadomość, że bez nich treść wygląda dziwnie, goło, bardziej przypomina książkę, a nie rozmowę. I o ile na Twitterze jeszcze jakoś dawało to radę, tak w prywatnych rozmowach kompletnie nie. Rozmówca przyzwyczajony, że (pojedziemy po bandzie, a co) nawet od mamy w smsie dostaje emotki, nagle ląduję w środku rozmowy bez emotek. Gubi się, próbuje szukać punktu oparcia, znaczenia ale nie wychodzi. Przestrzela, ja potem odpowiadam na przestrzelone i lądujemy w martwym punkcie. To tak w skrócie. Ogólnie nieużywanie emotikon równa się konieczności używania większej ilości słów i tekstu. Czymś tę emotkę trzeba zastąpić.

Pewnie gdyby wszyscy nagle zaczęli się nad tym zastanawiać i przestali używać emotek to te rozmowy wyglądałyby inaczej. Póki co nie sprawdzają się, a ileż trzeba się nagimnastykować... Tylko dla tych, którzy mają nadmiar czasu. Jasne, przy poważnych i konkretnych rozmowach brak emotek nie przeszkadzał. Tam zazwyczaj i tak ich nie używam. Ale przy towarzystkich i luźnych czułam się, jakbym robiła krzywdę rozmówcy.

Podczas tych perypetii nie mogłam odgonić myśli, że kolejne pokolenia będą używały emot do nauki pisania. Nie dość, że komunikacja robi się błyskawiczna, to jeszcze zaciera się granica między wiadomością formalną, a nieformalną (wystarczy zobaczyć, jak 15-16 latkowie piszą oficjalne maile, żeby przekonać się, że dla nich internet to po prostu internet, prawie wszystko tu dozwolone). Rozumiem te dążenia, co nie zmienia faktu iż napawają mnie przerażeniem i smutkiem.

Jestem tradycjonalistką językową. Mam ogromny szacunek do słów, do naszego pięknego języka i zachowywania odpowiednich zasad. Owszem, popełniam błędy, ale staram się je wliminować i uczyć. A dziś... Dziś nieważna jest poprawność. Dziś ważne, by wiadomość była krótka, treściwa. I oczywiście skąd idzie nahgorszy przykład? Ze Stanów Zjednoczonych. A jakże. LOL, LMAO, ROTFL, ASAP i inne tego typu skróty coraz łatwiej przyjmują się również i u nas i z zapałem stosowane. I w prywatnych rozmowach wolnoć Tomku w swoim domku. Ale nawyki z rozmów prywatnych przenoszone są na inne strefy. Co naciekawsze takie skrótowe potworki wchodzą również do języka mówionego. A ja naprawdę sama używam loli. Używam, gdyż uważam, że są sytuacje w których nie ma lepszego komentarza. Ale robię to z pełną świadomością. To tak, jak z bluzgami - rzadko, ale czasem brzmią idealnie i komponują się świetnie z sytuacją i resztą treści. Tylko, że młodsze pokolenia zaczęły używać loli nie obok innych form, a zamiast. Bo tak jest szybciej.'

Zapewne wyjdę na zrzędę, ale poważnie zastanawiam się nad jak największym wyeliminowaniem ze swojego internetowego słownictwa może nie tyle emotikon, co właśnie takich tworków. Nie zatrzymam inwazji, ale przynajmniej będę miała czyste sumienie, że próbowałam. A emotki... Emotki też nie są najrozsądniejszym rozwiązaniem. Tylko, że emotki nie próbują zastąpić treści, a emocje - czyli przy rozmowie w rzeczywistości na przykład uśmiech. To jestem w stanie zrozumieć. A czy popieram? Nie do końca, bo jak to bywa z nami, ludźmi, lubimy bardzo nadużywać danych nam możliwości.

Nie apleuję - przestańcie używać, bo jak nie, to was piekło pochłonie! Wolę zmienić swoje przesłanie. Jeśli chcemy uzywać takich słownych i graficznych wynalazków, powinniśmy robić to świadomie. Wtedy, gdy to jest naprawdę potrzebne, a nie gdy tak najwygodniej. Bo jak mamy porozumiewać się, gdy nie wkładamy wysiłku w to, by nas zrozumiano?

Dzień minął, ja osobiście spóbuję chyba przetrwać kolejny (w ramach odwyku), tekst wyszedł chaotyczny i nie taki, jak miał wyjść, ale czuję się zadowolona, że spróbowałam. Mam tylko nadzieję, że za 10 lat będę mogła jeszcze dogadać się za pomocą starych, niemodnych coraz bardziej, pełnych zdań i całych słów. Bo zaczęłam wątpić.

9 komentarzy:

  1. Tak! Po stokroć tak! Czytałem z zapartym tchem oczekując tego zakończenia. Tej ogólnej idei, która i mnie przyświeca. Bo naprawdę nie chodzi o to, żeby emotek nie używać tylko, żeby ich nie nadużywać. Nie zmieniać wypowiedzi w rząd znaków przestankowych i nie ozdabiać każdego zdania salwą śmiechu. Pisać świadomie. I nie bać się, że ktoś nas nie zrozumie bądź źle zrozumie przez brak dwukropka i nawiasu. A zresztą, nie będę już za Tobą Ewo powtarzał. Napisałaś w zasadzie wszystko co i mnie się przez głowę przewinęło. A nawet więcej.
    PS. Tak, najbardziej zależy mi, żeby rozbawić siebie. Jestem swoim najwierniejszym czytelnikiem i tylko ja w pełni rozumiem swoje żarty. I nie oszukujmy się, są genialne.
    PS II. Tak, post scirptum było jednym z tych żartów.

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra, ale niektóre formy komunikacji są po prostu nowe i wymagają nowych rozwiązań. Kiedyś były listy, książki, poematy, itd. Miejsca, gdzie forma należała do części sztuki. Co więcej, mieliśmy na to nieograniczone miejsce. Dziś mamy SMS-y, tweety, szybką wymianę zdań na komunikatorach. To NIE zastępuje listów. To NIE zastępuje poematów. To NOWA forma komunikacji, która jest substytutem rozmowy na żywo. Rozmowy, w której korzystamy z tonu głosu, mimiki twarzy, mowy ciała. Mając 160 znaków, możemy próbować te wszystkie elementy zastąpić, lub przyjąć, że mamy 156 znaków, 4 poświęcając emotce, która definiuje ton, znaczenie, kontekst wypowiedzi.

    Aczkolwiek oczywiście, pisanie bez emotek może być celem samym w sobie i sposobem na nudę. Ja tam jednak mam co robić, więc w SMS-ie piszę emotkę, by być pewien, że jestem dobrze zrozumiany. A czas spędzony na wyjaśnieniu ewentualnego nieporozumienia wolę przeznaczyć na coś innego, na przykład na internetowego flejma ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. goto206 cieszę się, że Cię zadowoliłam. Tak, to brzmi dwuznacznie. Od początku wiedziałam, że mamy podobne przemyślenia! Krucjata przeciw emotką to tak naprawdę krucjata przeciw bezmyślności. Przynajmniej powinna być.
    Żart zrozumiałam. Nawet bez drugiego Post Scriptum, które też było żartem!

    Amat3uR tak, prawdę mówisz, iż te formy to substytuty. Substytuty, które nigdy nie zastąpią rozmowy twarzą w twarz. Śmieszne jest, jakimi dziwnymi sposobami próbują to zrobić.

    Nie chodzi tylko o tempo. Dochodzi już do paranoji - masz jeszcze jakiś opór przed wysłaniem emotki? Na przykład poznajesz kogoś oficjalnie, w interesach. Piszesz smsa, którego obiecałeś. To zdania idealnie pasuje emota, więc wstawiasz? Bo ja bym nie wstawiła. Kultura osobista i szacunek. Ale wiem, że teraz coraz więcej osób nawet nie zastanawia się, czy to wypada.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestes Ewo czyms, co lubie nazywac ling-conservatist, typem z ktorym mam niezwykly romans pod tytulem milosc-nienawisc. Jezykoznawcy od lat tocza boje na temat ‘’poprawnosci jezykowej’’ i okazuje sie, ze powyzszy termin ma bardzo niejasne i liczne definicje. Cos, co dzis wydaje sie Tobie lub mnie niepoprawne, za to praktykowane przez innych i rosnace w sile, znajdzie sie prawdopodobnie w slowniku a my nolens volens bedziemy musialy sie z tym pogodzic. Jezyk ma w sobie niepohamowana wole zmiany i ewolucji. Nazywasz go ‘’naszym pieknym jezykiem’’, a przeciez Mickiewicz pisal innym jezykiem, niz ten ktorym poslugujesz sie dzisiaj. Chronisz Ewo, smierc przed smiercia. Mowisz, ze napawa Cie to przerazeniem. Zamiast skierowac swojego tanatosa we wlasciwym kierunku, chronisz zrodlo a atakujesz wlasna tanatyczna wrazliwosc na swiat jak gnijaca panna mloda.Czysty i otwarty umysl jest oznaka inteligencji, wiedzy i zrozumienia. Akceptacja ewolucji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i wiem, że nie zahamuję ani nawet nie wpłynę na te przemiany. Może to sentyment, może coś innego. Nie wiem. Wiem jednak, że dużo z tych uproszczeń i nowych słów (które przecież od dawna wchodzą do wzoru) bardzo mocno upraszcza i spłyca znaczenie. Abstrahując od formy - boję się o treść. Boję się, że za 10, 20 a może i 50 lat nie będę mogła powiedzieć, co chcę, bo... Bo nie zostanę zrozumiana, bo przekaz spłyci się po prostu do ciągu emotikon. Wyolbrzymiam teraz oczywiście, ale sens zachowany.

    Dlatego też nie jestem zatwardziałą przeciwniczką, nie będę z wym walczyć. Sama używam, korzystam, jest ok. Tylko właśnie chodzi o świadomość zmian tego, jak żyje i ewoluuje język. Żeby używać go chociaż trochę świadomiej, niż teraz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczynam się gubić. A może raczej dziwić. Nie rozumieć. A koniec końców być nierozumianym. Zaczęliśmy droga Ewo od walki w stylu walki przeciwników futer, którzy chodzą nago. Przecież nie chodzi im o to, żeby wszyscy chodzili nago, tylko, żeby ubierając się nie robili tego bezmyślnie. Z tego rodzaju przekazem zawsze jest ten problem, że może nie zostać zrozumiany. Ale szybko (czego dowodem jest Twój wpis) przeszliśmy do konkretnego przedstawienia naszych przemyśleń. Jasno powiedzieliśmy, że chodzi nam tylko, żeby ludzie myśleli jak piszą, wkładali w to nieco wysiłku, dbali o odbiorcę i przekazywali mu coś więcej niż tylko znaczki i skróty. To nie znaczy, że uciekamy przed ewolucją języka, nie mówimy nie używajcie emotek wcale, po prostu róbcie to świadomie.
    A tak czytam komentarze i widzę, że widzi się w nas wrogów postępu, zatwardziałych konserwatystów i bóg wiec kogo jeszcze. Innymi słowy, widzą tylko naszą antyemotkową deklarację, a nie widzą, co za nią stoi mimo, że mówimy to na głos. I tu się właśnie pogubiłem.

    PS. Ewo, masz fantastyczne poczucie humoru, mianuje Cię moim drugim najwierniejszym czytelnikiem. Czy Ci się to podoba czy nie.
    PS II. To wcale nie oznacza, że masz mnie czytać.
    PS III. Celowo napisałem słowo bóg małą literą. Możecie to potraktować jako deklarację ideologiczną.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tomku!
    Rozumiem, nad czym bolejesz. Doskonale, ponieważ walczę z takim samym niezrozumieniem (może dlatego, że przyświca nam wspólna idea i nawet realizacja? Kto wie). Czuję, że szufladkuje się nas zwracając uwagę jedynie na fakt walki z emotkami, która jest przecież symboliczna i alegoryczna.

    Choć mówimy głośno "myślcie!" to i tak odbiorcy widzą tylko to, co chcą widzieć. A może nie nasz przekaz jest problemem, może to problem po drugiej stronie?

    P.S. Drugim? Cóż, nie lubię być druga (wolałąbym już być tysiącstosześćdziesiątaczwarta choćby), ale uznam to za ogromny komplement. I docenię. Ale jak się zastanowię.

    P.S II Wiem, że nie muszę. Tak naprawdę ja Cię nie czytam. Piszę sama dla siebie, a że Twój nick może służyć mi za przedłużenie wywodów - świetnie.

    P.S. III Rozumiem. Czuj się wolny w mych progach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Drogi Goto, jak stwierdziłam już powyżej, z ling-conservatists wiążę mnie stosunek połowicznie tylko nienawistny, połowcznie natomiast namiętny. Nie krytykuję ale świadamiam. Krytyka jakichkolwiek poglądów na tematy językowe byłaby wbrew moim zasadom. Mogę poglądów nie podzielać ale nigdy krytykować. Podoba mi się Wasza kampania i sama się do niej chętnie przyłączam natomiast odnosiłam się uprzednio do konkretnego doboru słów ze strony Ewy – ‘’tradyscjonalistka’’, ‘’poprawnosc jezykowa’’, ‘’napawa przerażeniem’’. Czasem truno mi wyrażać swoje myśli w języku polskim bez uniknięcia niejasności i za takowe proszę mi wybaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziekuję Ewelino za wyjaśnienie. Taki dobór słów nie miał tylko podkreślić ważność i mocny stosunek emocjonalny do tematu. Cieszę się, że wyjaśniłyśmy sprawę. Myślę, że zwracamy uwagę na podobne mechanizmy decydujące o języku.

    Tomku, zrobiło się naprawdę "na poziomie". Łał.

    OdpowiedzUsuń